Dzień drugi.
Dzień prób, eksperymentów, doświadczeń scenicznych, zmysłowych, smakowych (w końcu nie można pracować o głodzie), dzień można powiedzieć jak co dzień, ale tylko z Latem w Teatrze.
Postanowiliśmy Was zaskoczyć i myślę, że nam się udało. Nikt, przychodząc do teatru nie spodziewał się prysznica waniliowego, czy mżawki cytrynowej, a już na pewno migdałowego oberwania chmury. Kontynuując poszukiwania w sferze sensorycznej, dotarliśmy nad burzliwe wody zapachowe, starając się dociec, jaki kształt maja zapachy, z czym mogą się kojarzyć, a także jakie uczucia mogą w Nas wywołać. Po wnikliwych badaniach, doszliśmy do wniosku, że zapach cytrynowy zdecydowanie skacze (jeszcze nie wiemy gdzie i w którą stronę, ale skacze), waniliowy jest zapachem zdradliwym i morderczym, lubiącym wabić w pułapki. Przy migdałowym zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę i to był błąd. Trzeba było koniecznie zrobić przerwę śniadaniową, bo każdy myślał już tylko o jedzeniu. Dzisiaj wyjątkowo głód nam dokuczał. Dając o sobie znak, nawet podczas rzeźbienia w folii aluminiowej. Wiadomo, że praca rzeźbiarza nie jest łatwa, do tego jeszcze, kiedy ma się zasłonięte oczy staje się arcytrudna. Na szczęście kochamy wszystko co trudne, a łatwe zostawiamy innym. Dlatego postanowiliśmy do każdego stworka wymyślić szaloną historię. Jak to się skończyło? Dość na tym, że ślimak poślubił kosmitę (potem go zjadł), a jakaś pokrywka od garnka spadła na głowę konika morskiego (albo odwrotnie).
Całe to szaleństwo zakończyły improwizacje z wszelkiego rodzaju materiałami, gumkami i Panem Kubą.
I to by było na tyle.
P.S. Nie mówcie nikomu, ale zadaliśmy prace domową.
To się jutro będzie działo.
28.06.2016